Gatunek: Romans, Dramat.
Para: Diego i Violetta (Diegoletta).
Ilość stron: 4.
Link do bloga: http://you-never-know-when-death-comes.blogspot.com
Autor: Victoria.
"Black Canary"
23.04.2014
Czuła jak pojedyncze krople wody spływają po jej brązowych
delikatnych lokach, mimo iż pogoda utrudniała widoczność jej oczy rejestrowały
każdy nawet najmniejszy ludzki ruch z największego wieżowca na Manhattanie.
Zaciskając już bolącą pięść z każdą chwilą przypominały jej
się przykre wspomnienia dotyczące jej przeszłości i tego, co się wydarzyło po
przyjeździe do Buenos Aires.
Każdego dnia od śmierci jej siostry chciała naprawić swoje
błędy…lecz na próżno, gdzie wtykała swoje dłonie w czarnych rękawiczkach bywało
tylko gorzej.
Podniosła się z dachu słysząc odgłosy chodzenia i delikatnie
się uśmiechnęła a następnie ubrała czarną maskę.
- To jak Diego gotowy, aby zabić prawą rękę Montero ? –
zapytała nie patrząc na chłopaka a wlepiając wzrok w podjeżdżającą białą
limuzynę.
- Tak…ale jak coś pójdzie nie tak to nas zabiją jak psy.
- Słuchaj – zaczęła. – Ja nie mam nic do stracenia a ty
bardzo dużo..jakby coś poszło nie tak to uciekaj - podeszła i złapała go mocno
za ramiona. - Nie przejmuj się mną…ratuj swoją dupę.
Violetta wpatrywała się w zdumione i wystraszone oczy
Diego..a z jej czekoladowych oczów poleciały łzy, nie chciała jeszcze się
żegnać chciała żyć, ale powoli wchodziła już w stan depresji…nie chciała, aby
odeszła i mówili o niej, że przegrała przez byle, jaką depresję.
- Dobrze… - wybełkotał. - chodźmy idziemy.
***
Wyszli na najwyższe
piętro wieżowca, które należało do największej szychy pośród mafii. Każdy
przedstawiciel prawa wie, że Cortez jest
grubą rybą a mimo to nikt go nie wsadził do więzienia. Ale ktoś w końcu musiał
wydać na niego wyrok. Wyrok śmierci za odebranie życia tylu nie winnym ludziom.
Biznesmen mieszka w najwyższym drapaczu chmur na Manhattanie, do którego dostęp
jest zupełnie nie możliwy. Ale jak się nie da wejść dołem to próbuje się górą.
W miejscu, w którym każdy chciał mieszkać i podziwiać piękną panoramę miasta
znajdowało się jego biuro. I właśnie przy widoku zachodzącego słońca umrze.
Otworzyła drzwi tarasowe i weszli do środka. Popatrzyli na
siebie i bez słów rozumieli się. Wyjęli broń i w pełnej gotowości ruszyli przed
siebie. Małżeństwo błądziło przed długie korytarze, w których mogło się wydać,
że jest tam miliard małych biur. Po wybraniu kolejnej drogi skręcili w lewy
korytarz, w którym usłyszeli rozmowę dwóch ochroniarzy Corteza. Dziewczyna w
porę szarpnęła chłopaka za rękaw, aby ich nie zauważyli i przysunęli się do
ściany. Delikatnie wychyliła głowę zza ściany i zaczęła podsłuchiwać rozmowę.
- Myślisz,
że koleżanki pana Corteza przyjdą też do nas ? - zaśmiał się mężczyzna w
czarnym garniturze. Oboje byli facetami o masywnej posturze, ale różniło ich w
zasadzie wszystko. Kolor włosów oczów karnacja.
- Wątpię –
powiedział i podrapał się po głowie a następnie trącił żółtą kartę magnetyczną.
Na twarzy dziewczyny pojawił chłodny uśmiech a następnie
popatrzyła na chłopaka i pokazała palcami na dwóch mężczyzn a następnie zaczęła
odliczać czas. Podeszli ich od tyłu i jednym ruchem ich ogłuszyli. Ciała opadły
na podłogę, po czym dziewczyna oderwała kartę z paska. Obrócili się i ujrzeli
drzwi, które były wykonane z prawdziwego drewna i prowadziły do biura szefa.
Widząc te kilka metrów, które dzielą je od Corteza wciągnęła powietrze nosem a
wypuściła je ustami. Znów przekręciła głowę i popatrzyła na chłopaka, ale tym
razem promiennie się uśmiechnęła. Podeszli do drzwi a dziewczyna przyłożyła
kartę do czytnika, który znajdował się po lewej stronie obok drzwi. Młody
chłopak po usłyszeniu pozwolenia na wejście do biura otworzył drzwi sporym
kopniakiem.
W biurze naprzeciwko drzwi na skórzanym czarnym fotelu
siedział wygodnie cel całej akcji. Był uśmiechnięty a przez to dało się
zauważyć jego złote zęby. Był totalnym przeciwieństwem szczupłego faceta po
czterdziestce a mimo to młode kobiety za nim szalały. Był tak zainteresowany
swoją prywatną striptizerką, która
tańczyła przy panoramie Manhattanu, że z początku nie zauważył, kto go
niespodziewanie odwiedził. Gdy obudził
się z zachwytu impreza nagle się skończyła a jego przyjaciółki przeraziły się
widokiem dziewczyny w czarnym kombinezonie i z maską na twarzy, która była z
góry do dołu zaopatrzona w broń różnej maści i chłopaka, który był w kominarce
a dłoni trzymał broń krótką i mierzył nią w Corteza. Oczy szefa mafii były duże
i przerażone, ale mimo to jego lewa ręka zmierzała do przycisku, który
przywołuje ochronę. Diego w porę zauważył zmyłkę Corteza i skierował broń na
jego rękę.
- Zostaw to
albo odstrzelę ci tą łapę ! - krzyknął chłopak, który ogłuszył wcześniej
ochroniarza.
Cortez zastygł z
dłonią w górze, ale drugą wyjął pistolet z szuflady biurka i bez jakiegokolwiek
poczucia winy strzelił w głowy dwóch młodych dziewczyn. Dziewczyna w czarnym
kombinezonie widząc, gdy ciała młodych dziewczyn opadają na podłogę wyjęła nóż
i z precyzją rzuciła w ramię Corteza. Wydał jęk bólu i upuścił broń na podłogę
a jego cała ręka krwawiła. Zrobiła lekki rozbieg i wskoczyła na jego biurko.
Złapała go za czerwony i zupełnie tandetny krawat i przyciągnęła do siebie.
- Gadaj
gdzie jest Montero - powiedziała oczekując niezwłocznie odpowiedzi.
Na jej rozkaz głośno zarechotał a dziewczyna z przyjemnością
jeszcze głębiej pchnęła nóż.
Na bolesny ruch dziewczyny przekręcił głowę i jęknął. Znów
szarpnęła go za krawat, ale jeszcze bliżej niż przedtem. Obrócił głowę i
spojrzał w jej brązowe oczy, które były przepełnione bólem złością i żądzą
zemsty.
- Nic ci nie
powiem gówniaro.
- Będę cię
torturować dzień w dzień - nachyliła się i wyszeptała mu do ucha. Mówią o mnie
w telewizji prawda ? Jestem ciekawa czy umrzesz z przemęczenia czy z głodu i
odwodnienia.
Po groźbie dziewczyny ciało Corteza przeszły ciarki, które
nawet dziewczyna w minimalnym stopniu poczuła.
- Montero
jest w Paryżu... Powiem wszystko tylko puść moje ramię nic mi nie rób - błagał.
Puściła jego czerwony krawat i zeszła z biurka, na którym
tańczyła pewnie nie jedna striptizerka a jej przyjaciel w kominiarce nadal
mierzył w Corteza bronią. Dziewczyna wyciągnęła swoją broń i również obrała cel
taki sam jak chłopak.
- To jak mój
przyjacielu, strzelamy ? – zapytała i
równocześnie strzelili w głowę Corteza. Dwie kule idealnie trafiły w jego głowę
a krew ochlapała wszystko w przestrzeni jednego metra. Usłyszeli alarm, który
Cortez chciał włączyć, a dziewczyna wiedziała, że na ucieczkę mają tylko dwie
minuty zanim przyjedzie tu policja.
- Gliny
przyjadą tu za dwie minuty ! - krzyknęła Violetta próbując przekrzyczeć alarm.
- To pewnie ci
ochroniarze - odpowiedział. – Zapewne już się obudzili.
Drzwi, którymi chwilę temu weszli zostały wyważone przez
dwóch masywnych mężczyzn. Chłopak w odpowiednią porę wyjął dwie strzykawki,
które były przyczepione do paska i rzucił jedną dziewczynie. Mocnym chwytem
złapał jednego ochroniarza za szyję i wbił mu strzykawkę w ramię. Dziewczyna
zrobiła to samo i puściła ciało na ziemię. Po ich uśpieniu zaczęli wlec ciała
na środek biura a następnie włożyli im pistolety do rąk, którymi zabito
Corteza. Usłyszeli syreny policyjne i zwrócili się do jedynego miejsca
ucieczki. Przed nimi były tylko okna, na których rozlała się krew młodej
dziewczyny. To była jedyna droga ucieczki z tego wieżowca, która prowadziła 55
pięter w dół. Rozpędzili się i wyskoczyli przez okno, które rozbiło się na
milion kawałeczków. Złapali się wystającej liny, która została po remoncie
wieżowca i zjechali na dół aż do ulicy. Okna, które były ich jedyną ucieczką
przed policją znajdowały się z przodu budynku a wejście, które było już obstawione
przez policję znajdowało się po drugiej stronie wieżowca, niekompetentny
projekt architekta pomógł im w ucieczce.
***
03.07.2015
Sięgnęła po zaproszenie, które było zaadresowane do państwa
Hernandez. Delikatnie otworzyła kopertę kawałkiem paznokcia i zaczęła czytać
zawartość.
Serdecznie zapraszamy,
Violettę i Diego Hernandez na ślub Leona i Gery, który odbędzie się 23
września….
Violetta przestała czytać i zmięła zaproszenie, a następnie rzuciła
je na ziemię. Nie chciała się pojawić na ich ślubie, gdyby kilka lat temu
wybaczyła Leonowi tamten pocałunek to pewnie ona z Verdasem wysyłali
zaproszenia odnośnie ich ślubu…nie chciała również, aby dowiedział się o tym
Diego - jej mąż.
Podniosła zmięte zaproszenie w kulkę i wsadziła je do kosza.
Była okropnie zła, a nawet wściekła…kierowała się chwilą nie myślała zbyt
wiele.
Opadła na kanapę i schowała twarz w dłoniach…w głowie cały
czas miała przeczytany wcześniej tekst.
Ślub…Leona…i…Gery…Violettę…Hernandez…
Podniosła się z kanapy i wzięła tylko szarą bluzę a
następnie wyszła z domu. Wszystko dla niej przestało mieć jakikolwiek sens, ona
małżeństwo z Diego czy nawet bycie Black Canary… .
Szła tam gdzie ją nogi poniosą zupełnie bez celu, gdy
stworzyła kanarka myślała, że to świetny pomysł, że dzięki temu pomoże ludziom
a okazało się, że sama stała się osobą potrzebującą.
Przechadzała się ulicami pięknej Francji, w której mieszka
odkąd wzięła ślub z Diego i nie mogła uwierzyć, że w tym samym mieście mieszka
jej dawna wielka miłość.…która niestety nigdy nie zardzewiała.
Gdy sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu papierosa, wyczuła
kartkę papieru…wyjęła ją a następnie ją rozwinęła.
Ujrzała tam narysowanego kanarka z zamazanym brzuszkiem…to
narysowała tego dnia, w którym całkowicie go straciła. Na zawsze…
Rozejrzała się wokoło…była zupełnie sama na moście, na
którym jeszcze kilka chwil temu było mnóstwo ludzi i zakochanych w sobie par… .
Podeszła do barierki mostu i spojrzała w dół, ale poczuła
czyjeś silne dłonie zaciskające się na drobnej szyi dziewczyny.
- Naprawdę
kanarku chciałaś mnie zabić ? – usłyszała głos Montero. – Mnie się nie da
zabić…zawsze będę o krok przed tobą.
- Jak…zginę..to razem
z tobą sukinsynu…- wydusiła i na tyle ile mogła przechyliła się za barierkę.
Violetta spadła razem z szefem największej mafii, jaka mogła
chodzi po ziemi…znał go każdy człowiek…zabił tysiące osób, ale aż do tamtej
pamiętnej chwili…gdzie Black Canary poświeciła swoje życie.
Tak jest koniec biografii mojej ukochanej matki – sławnej piosenkarki
za dnia i czarnego kanarka, gdy zapadał zmrok.
Oficjalne skutki śmierci są prawdziwe, znaleźli jej ciało w rzece na
południu Francji.
Niestety, ale nie pamiętam, jedynie coś o niej wiem z opowiadań mojego
ojca Diego, który umarł na raka kilka miesięcy temu.
Ludzie często mnie pytają, dlaczego to robię, otóż, dlatego aby ludzie
poznali jej prawdziwą twarz…
Wiem, że ona zawsze będzie przy mnie tak samo jak mój ojciec…
Summer Hernandez, Black Canary.
Nigdy o niej nie zapomną….a w szczególności ja.
***
Od autorki: I to ostatni na dziś OS!
Mam nadzieję, że się wam podoba tak samo jak mi ^^
Po raz kolejny daję wam link do rozdziału 2 xD
Zapraszam do komentowania->[KLIK]
Brak słów...
OdpowiedzUsuńNaprawdę! Nie mogę się wysłowić!
Napiszę tylko...
Rewelacyjne!
Gratuluję autorce tego dzieła!
Buziaki